Dzień dobry Dziewczęta :)
Bardzo lubię ciągłe świętowanie Uniwersytetu Wrocławskiego i dziwne zmiany dni tygodnia, które serwuje studentom :) Dzisiaj mamy więc piątek, jutro też, a co za tym idzie, szczęśliwym trafem, dwa dni wolnego.
Wyspana i zrelaksowana chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć o kosmetyku, który bierze bardzo czynny udział w pielęgnacji mojego ciała i włosów. Wybitnie wręcz czynny, ponieważ znalazłam dla niego zastosowanie w 4 dziedzinach :) Mowa o produkcie naszej kochanej polskiej Ziai. Zapraszam!
ZIAJA, LIPOCELL, OLIWKA DO MASAŻU Z KOMPLEKSEM ANTYCELLULIT
Z tego, co zauważyłam na stronie internetowej Ziai, moja wersja odżywki jest już niedostępna. Nie wiem, czy obecna jest jej odpowiednikiem zapakowanym tylko w inną butelkę, więc nie będę ryzykować i dodawać tutaj opisu producenta.
O nowej wersji przeczytacie tutaj: oliwka antycellulitowa.
OPAKOWANIE: prosta butelka, w ładnym pastelowym kolorze, uwielbiam opakowania z pompką, są niezwykle praktyczne, nic się nie brudzi, nie chlapie, można zaaplikować taką ilość kosmetyku, jakiej potrzebujemy. Za to ogromny plus dla Ziai, no i butelka jest ogromna! Zapas na długi czas.
ZAPACH: niezwykle delikatny. W zasadzie go nie czuć, ale jak się człowiek wwącha, to spotka się z nieco słodyczowym zapachem, trudnym do zdefiniowania, ale bardzo przyjemnym.
KONSYSTENCJA: oliwka, ciężko stwierdzić jakieś bardziej oczywiste fakty, na plus na pewno, że jak na taki kosmetyk dość szybko się wchłania, zwłaszcza podczas intensywnego masażu.
KOLOR: przezroczysty, czasem da się gdzieś zauważyć jakąś żółtość ;)
EFEKTY: no i tutaj mogę się rozpisać nad wspaniałością tejże oliwki :) Jak wspomniałam wyżej, w moim przypadku ten kosmetyk ma aż 4 pola działania i myślę, że opiszę ją właśnie w takim podziale.
Po pierwsze więc, zacznijmy od góry: WŁOSY: o jej zastosowaniu wspomniałam ostatnio w poście na temat mojej pielęgnacji włosów (tutaj).
Jakiś czas temu, czytając wciąż Wasze opowieści na temat olejowania włosów, chwyciłam co miałam pod ręką i wysmarowałam włosy. Później sobie pomyślałam, że kurczę, trochę to nierozsądne, bo to przecież nie jest taka zwykła oliwka. ale co tam, ryzyk, fizyk, aż tak źle pewnie nie będzie. Ale jak się okazało- jest super! Zaczęłam jej używać częściej, kiedy tylko mam na to czas. Wcieram ją we włosy, które potem zwijam w luźny koczek i tak sobie z tym funkcjonuję do wieczora. Ze zmywaniem jej nie ma żadnych problemów, a włosy po wyschnięciu są miękkie i widocznie grubsze. Mimo wszystko zażyczyłam sobie u Lubego na imieniny olej Amla i niedługo się na niego przerzucę. Fakt jednak są takie, że warto było zaryzykować, bo moje włosy już w tym momencie dzięki tej oliwce wyglądają dużo lepiej :)
Po drugie: produkt świetnie sprawdza się jako rozrzedzacz i wzbogacenie peelingu kawowego. Dodaję oliwkę do sparzonych fusów kawy (jestem zwolenniczką tej wersji tego peelingu, drobinki są nieco grubsze, co bardzo lubię). Maź stosuję na suchą skórę, dzięki temu jest bardziej wygładzona, a zawartość oliwki od razu ją nawilża. Efekt wygładzenia i miękkości jest jeszcze lepszy niż po klasycznym zastosowaniu kawy, która, swoją drogą i tak jest najlepszym peelingiem ever wg mnie :)
Po trzecie: ostatnimi czasy zaczęłam stosować oliwkę jako balsam, na niemal całe ciało. Klasyczne masło już dawno mi się skończyło i postanowiłam wypróbować oliwienie. Efekty są bardzo przyjemne. Skóra jest mięciutka i dużo dłużej nawilżona, zwłaszcza na łydkach i kolanach, które są u mnie chyba najszybciej się przesuszajacymi częściami ciała. Bardzo lubię wetrzeć ją w siebie po porządnym peelingu i chodzić nago jakiś czas, robiąc sto rzeczy, aż do czasu, kiedy się nieco wchłonie, po czym okryć się ciepłym szlafrokiem. Gładka skóra to jeden z moich priorytetów, więc jestem na tak.
Po czwarte: ostatnie już i takie, jakie przewiduje producent, czyli masaż. Jak już pewnie nie raz wspominałam, mój Mężczyzna co jakiś czas urządza mi wielce bolący masaż antycellulitowy, uda i pupa. Podobnież oliwka ta ma wspomagać walkę z tym świństwem. Czy tak jest? Trudno powiedzieć, wiadomo przecież nie od dziś, że nic nie zadziała lepiej na skórkę pomarańczową niż jej solidne wymasowania. Konsystencja oliwki oczywiście temu sprzyja i to chyba najważniejsze, ponieważ niejako wymusza na nas masowanie newralgicznych części ciała. Ja osobiście mam zamiar wygładzić nieco te partie i w wakacje wystąpić w końcu w bikini, więc dalej będę jojczyć Marcinowi, żeby mnie masował :)
Poj. 500 ml
Cena: ok. 14 zł
OGÓLNA OCENA: 5/5
No nie ma nic chyba lepszego niż produkt, który można tak wszechstronnie stosować. Nie zawsze jest tak, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Poza tym to dobry sposób na to, żeby szybciej skończyć kosmetyk, jeśli ktoś ma z tym problem :)
a Wy macie jakiś kosmetyk, któremu znalazłyście szersze zastosowanie niż to, które proponuje producent?
Bardzo lubię ciągłe świętowanie Uniwersytetu Wrocławskiego i dziwne zmiany dni tygodnia, które serwuje studentom :) Dzisiaj mamy więc piątek, jutro też, a co za tym idzie, szczęśliwym trafem, dwa dni wolnego.
Wyspana i zrelaksowana chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć o kosmetyku, który bierze bardzo czynny udział w pielęgnacji mojego ciała i włosów. Wybitnie wręcz czynny, ponieważ znalazłam dla niego zastosowanie w 4 dziedzinach :) Mowa o produkcie naszej kochanej polskiej Ziai. Zapraszam!
ZIAJA, LIPOCELL, OLIWKA DO MASAŻU Z KOMPLEKSEM ANTYCELLULIT
Z tego, co zauważyłam na stronie internetowej Ziai, moja wersja odżywki jest już niedostępna. Nie wiem, czy obecna jest jej odpowiednikiem zapakowanym tylko w inną butelkę, więc nie będę ryzykować i dodawać tutaj opisu producenta.
O nowej wersji przeczytacie tutaj: oliwka antycellulitowa.
OPAKOWANIE: prosta butelka, w ładnym pastelowym kolorze, uwielbiam opakowania z pompką, są niezwykle praktyczne, nic się nie brudzi, nie chlapie, można zaaplikować taką ilość kosmetyku, jakiej potrzebujemy. Za to ogromny plus dla Ziai, no i butelka jest ogromna! Zapas na długi czas.
ZAPACH: niezwykle delikatny. W zasadzie go nie czuć, ale jak się człowiek wwącha, to spotka się z nieco słodyczowym zapachem, trudnym do zdefiniowania, ale bardzo przyjemnym.
KONSYSTENCJA: oliwka, ciężko stwierdzić jakieś bardziej oczywiste fakty, na plus na pewno, że jak na taki kosmetyk dość szybko się wchłania, zwłaszcza podczas intensywnego masażu.
KOLOR: przezroczysty, czasem da się gdzieś zauważyć jakąś żółtość ;)
EFEKTY: no i tutaj mogę się rozpisać nad wspaniałością tejże oliwki :) Jak wspomniałam wyżej, w moim przypadku ten kosmetyk ma aż 4 pola działania i myślę, że opiszę ją właśnie w takim podziale.
Po pierwsze więc, zacznijmy od góry: WŁOSY: o jej zastosowaniu wspomniałam ostatnio w poście na temat mojej pielęgnacji włosów (tutaj).
Jakiś czas temu, czytając wciąż Wasze opowieści na temat olejowania włosów, chwyciłam co miałam pod ręką i wysmarowałam włosy. Później sobie pomyślałam, że kurczę, trochę to nierozsądne, bo to przecież nie jest taka zwykła oliwka. ale co tam, ryzyk, fizyk, aż tak źle pewnie nie będzie. Ale jak się okazało- jest super! Zaczęłam jej używać częściej, kiedy tylko mam na to czas. Wcieram ją we włosy, które potem zwijam w luźny koczek i tak sobie z tym funkcjonuję do wieczora. Ze zmywaniem jej nie ma żadnych problemów, a włosy po wyschnięciu są miękkie i widocznie grubsze. Mimo wszystko zażyczyłam sobie u Lubego na imieniny olej Amla i niedługo się na niego przerzucę. Fakt jednak są takie, że warto było zaryzykować, bo moje włosy już w tym momencie dzięki tej oliwce wyglądają dużo lepiej :)
Po drugie: produkt świetnie sprawdza się jako rozrzedzacz i wzbogacenie peelingu kawowego. Dodaję oliwkę do sparzonych fusów kawy (jestem zwolenniczką tej wersji tego peelingu, drobinki są nieco grubsze, co bardzo lubię). Maź stosuję na suchą skórę, dzięki temu jest bardziej wygładzona, a zawartość oliwki od razu ją nawilża. Efekt wygładzenia i miękkości jest jeszcze lepszy niż po klasycznym zastosowaniu kawy, która, swoją drogą i tak jest najlepszym peelingiem ever wg mnie :)
Po trzecie: ostatnimi czasy zaczęłam stosować oliwkę jako balsam, na niemal całe ciało. Klasyczne masło już dawno mi się skończyło i postanowiłam wypróbować oliwienie. Efekty są bardzo przyjemne. Skóra jest mięciutka i dużo dłużej nawilżona, zwłaszcza na łydkach i kolanach, które są u mnie chyba najszybciej się przesuszajacymi częściami ciała. Bardzo lubię wetrzeć ją w siebie po porządnym peelingu i chodzić nago jakiś czas, robiąc sto rzeczy, aż do czasu, kiedy się nieco wchłonie, po czym okryć się ciepłym szlafrokiem. Gładka skóra to jeden z moich priorytetów, więc jestem na tak.
Po czwarte: ostatnie już i takie, jakie przewiduje producent, czyli masaż. Jak już pewnie nie raz wspominałam, mój Mężczyzna co jakiś czas urządza mi wielce bolący masaż antycellulitowy, uda i pupa. Podobnież oliwka ta ma wspomagać walkę z tym świństwem. Czy tak jest? Trudno powiedzieć, wiadomo przecież nie od dziś, że nic nie zadziała lepiej na skórkę pomarańczową niż jej solidne wymasowania. Konsystencja oliwki oczywiście temu sprzyja i to chyba najważniejsze, ponieważ niejako wymusza na nas masowanie newralgicznych części ciała. Ja osobiście mam zamiar wygładzić nieco te partie i w wakacje wystąpić w końcu w bikini, więc dalej będę jojczyć Marcinowi, żeby mnie masował :)
Poj. 500 ml
Cena: ok. 14 zł
OGÓLNA OCENA: 5/5
No nie ma nic chyba lepszego niż produkt, który można tak wszechstronnie stosować. Nie zawsze jest tak, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Poza tym to dobry sposób na to, żeby szybciej skończyć kosmetyk, jeśli ktoś ma z tym problem :)
a Wy macie jakiś kosmetyk, któremu znalazłyście szersze zastosowanie niż to, które proponuje producent?
Ooo koniecznie muszę spróbować takiego domowego peelingu z kawy i oliwki. Ja rowniez mam ta z Ziai, tylko wersję witaminową. Stosuję ją własnie jako balsam oraz do masażu, jeśli chłopak po dlugich namowach mi go zrobi :)
OdpowiedzUsuńWow! Czyli fenomenalny kosmetyk!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam + obserwuję
Majorka
Wygląda cudownie! I ten opis! Muszę ją mieć ;). Nigdy jej nie widziałam, następnym razem drogerii ostrożnie się obejrzę! Oczywiście na taką pogodę mam lenia strasznego i nie chce mi się dbać o skórę.. Muszę to zmienić!
OdpowiedzUsuńKurcze szkoda, że nie ma już tej o której piszesz :( Peeling z kawy robiłam już nie raz i zgadzam się z tobą efekty są świetne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Oj Uniwerek i jego czwartki, które są piątkami i środy, które zamieniają się we wtorki :D
OdpowiedzUsuńMam ochotę na oliwkę Ziaji- widziałam jakieś na ich stronie :)
takie wielofunkcyjne kosmetyki są najlepsze :)
OdpowiedzUsuńszczęsciara z Ciebie ;) ja mojego lubego musze blagać godzinami, żeby mnie wymasował.
OdpowiedzUsuńpheeronikee: tej akurat chyba już nie znajdziesz, chociaż może zalega gdzieś na półce. ale myślę, że nowa wersja może być równie wszechstronna. jak każda inna pewnie ;)
OdpowiedzUsuńJedwabna: oj tak, peelingowi z kawy nic nie dorówna. Nic nie potrafi tak fenomenalnie i szybko wygładzić skórę.
zoila: no Ziaja w tym momencie ma masę oliwek, tradycyjnych i w żelu, o rozmaitym działaniu, i do tego łatwo dostępne. myślę,że sama skuszę się na jakąś nowość, kiedy skończy mi się moja.
aagniieszka: oj szczęściara wielka! taką mamy umowę, że w zasadzie masaż jest przy każdej możliwej okazji. mam nadzieję, że z bańkami będzie to samo :)
szkoda że ma mineral oil w składzie
OdpowiedzUsuńkażdą oliwkę można tak wykorzystać i również tak robię : ) używam wielofunkcyjnie na włosy, skórę, do żelu pod prysznic, do kąpieli
OdpowiedzUsuńJa mam właśnie nową wersję tej oliwki, ale jeszcze nie używam jej na tyle regularnie by się wypowiedzieć szerzej :) A co do samego opakowania to to z wcześniejszej wersji było dużo fajniejsze. To obecne jest po prostu brzydkie :)
OdpowiedzUsuńZiaja jest świetna! :))
OdpowiedzUsuńJa tej oliwki (nowszej wersji) użyłam raz do zmycia makijażu i też sobie super poradziła! :) A ostatnio po Twoim poście "włosowym" użyłam właśnie do włosów i byłam bardzo zadowolona, dziękuję ;*
OdpowiedzUsuńno rzęsy to akurat w stanie opłakanym bo malowałam się o 5:30 a swatche były robione chwilę przed wstawieniem :D ale dziękuję pięknie :* tusz to Wibo Growing Lashes, recenzowany tutaj:
http://basia-kosmetyki.blogspot.com/2011/10/3-tusze-wibo.html
ale komentowałaś już tamtą notkę więc widziałaś :))) buziaki ;*
Basia: mi póki co krzywda się nie dzieje z tego powodu ;)
OdpowiedzUsuńsophie czerymoja: oczywiście, ale jak widzisz, czasem warto podsunąć komuś jakiś pomysł ;)
bloGosia: też mi się nie podoba ten nowy dizajn ;)
Basia: o, myślałam, że tylko ja tak wcześnie potrafię się malować ;p
a tuszu widać jakoś nie skojarzyłam, kajam się, mój błąd!
Strasznie ciężko u mnie dostać tą oliwkę :( Ubolewam nad tym, bo kiedyś ją miałam i była super.
OdpowiedzUsuńDziękuję! I Tobie również gratuluję stażu, życząc nowych sukcesów i ciekawych notek :-)
OdpowiedzUsuń.
Kurczę multizadaniowa ta oliwka! Nigdy jej nie widziałam, albo nie zwracałam uwagi.. hmm..
Dla mnie taki wszechstronnym kosmetykiem jest olej kokosowy - dopiero go poznaję, ale już kocham :-)
doslownie multitasker z tej oliwki :)
OdpowiedzUsuń