o tym jak pewna pani redaktor chciała pudrować nos na stadionie

  • 7

 cześć Dziewczyny!
Mam świadomość, że ten wpis nie zainteresuje zbyt wielu z Was, ale muszę gdzieś wylać swoje irytacje i żale.
o co się rozchodzi? O artykuł, którego link Wam podaję
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,10560056,Bylam__widzialam__Stadion_jest_k____naprawde_fajny.html

Jak wspominałam we wcześniejszym poście, w piątek wybrałam się z Chłopakiem na pierwszy mecz ekstraklasy na naszym pięknym nowym wrocławskim stadionie. Muszę Wam powiedzieć, że byłam zachwycona! I atmosferą na meczu, samym stadionem, a to wyjście mogę z pewnością określić jedną z najlepszych randek, na jakiej byłam.
Dlatego tak bardzo zbulwersowałam się wywodami pani redaktor. O poziomie stylistycznym, gramatycznym itd. tego artykułu wypowiadać się nie będę, nie wiem, po prostu, jak można było opublikować tak kiepski tekst.
Ale jeszcze gorzej jest, jeśli chodzi o treść merytoryczną. Bo jakie wnioski ma czytelnik po przeczytaniu tego artykułu? Dowiaduje się, że tej pani stadion i mecz się nie podobał, bo:
- kibice są wulgarni (a to Ci!)
- na stadionie jest głośno (bez komentarza)
- piłka nożna jest bez sensu
- w łazience nie ma lustra!

Po przeczytaniu tych grafomańskich wypocin nie wiedziałam, czy bardziej jestem wkurzona, bardziej chce mi się śmiać, czy też powinnam współczuć tej pani.
Mimo że kocham piłkę nożną, a nasza rodzima liga jest dla mnie najlepsza na świecie, i żadne hiszpańskie czy angielskie nie mają nawet prawa bytu, to na mecze nie chodziłam. Byłam zdania, że mecz najwygodniej ogląda się na kanapie, przed telewizorem, widać każdą akcję, całe boisko, są powtórki, jest komentator ( choć czasem akurat lepiej, gdyby nie było ;p ). Po tym meczu totalnie odmieniło się moje podejście. Na trybunach było fantastycznie! Mieliśmy świetne miejsce, bo mogliśmy widzieć dokładnie każdy ruch na boisku. Do tego doping. w tramwaju zdążyłam nauczyć się wszystkich przyśpiewek, bo przecież pół miasta jechało na ten mecz. A to, że tzw. "młyn" nawoływał resztę stadiony do śpiewu, wstania, klaskania właśnie było świetne!
No bo nie ma co ukrywać, że mecz ten był "meczem piknikowym". Sama poszłam na niego trochę z ciekawości, "zobaczyć jak to będzie". W związku z tym ogromna ilość ludzi, która przyszła na stadion nie była zaprawiona w kibicowaniu. Te nawoływania sprawiły, że choć na chwilę cały stadion dobrze się bawił. Zwłaszcza, że pierwsza połowa mecz była nudna i doping był tym, czym trzeba się było zająć.
To, że pani redaktor jest taką ignorantką nie upoważnia jej do krytyki powszechnych praktyk i zachowań panujących w kibicowskim środowisku. Ja rozumiem, że redakcja puściła na mecz totalnego laika, żeby opisać wrażenia, jakie może wynieść z takiego meczu absolutnie przeciętny człowiek. Problem w tym, że ten negatywny głos jest jednym z bardzo bardzo niewielu, jeśli nie jedynym. Zwłaszcza, że jest argumentowany brakiem lustra w łazience, przez co pani redaktor nie mogła upudrować sobie nosa. Dla mnie nie do pomyślenia jest, jak jej mogło przyjść do głowy w ogóle to, że trzeba to zrobić! I nie mówię tego w tym momencie jako kibic, fanka piłki nożnej, ale jako kobieta, dla której świecąca się twarz to zmora i która "jest w stanie wstać o 4 rano i czesać włosy". Miałam świadomość, że niekoniecznie mogę wyglądać dobrze i że kamery podczas meczu wędrują czasem po trybunach i że ktoś ze znajomych mógłby mnie zobaczyć w takim "złym" stanie. Ale zwyczajnie żal mi było w ogóle opuszczać swoje miejsce. W czasie przerwy wyszli na boisko wrocławscy futboliści amerykańscy i nawet wtedy było co oglądać.

Jak mecz i całe widowisko wyglądało z mojej perspektywy?
Przewidując problemy komunikacyjne wyjechaliśmy z Chłopakiem z centrum prawie dwie godziny przed gwizdkiem rozpoczynającym mecz. Już wtedy tramwaje były przepełnione kibicami. Jak się okazało dobrze zrobiliśmy, bo po chwili tramwaj stanął. Drogę zatorował pojazd, który jechał wcześniej, a że na stadion prowadzi tylko jedna nitka tramwajowa, motorniczy wypuścił nas gdzieś pomiędzy przystankami.
Większość kibiców ruszyła piechotą w stronę kolejnych przystanków. My przeszliśmy dwa, po czym tramwaje ruszyły i dojechaliśmy już do stadionu. Jest fantastyczny! Nieco jeszcze w stanie surowym, o terenie wokół nie wspominając, ale naprawdę robi wrażenie i jest bardzo europejsko. Szkopuł tylko w tym, że prowadzi doń mostek, który niezbyt będąc szerokim nieco spowalnia ruch, o czym najlepiej przekonaliśmy się w drodze powrotnej. Ponieważ było jeszcze wcześnie, bez problemu przedostaliśmy się do odpowiedniej bramki elektronicznej, tam specjalny czytnik zaakceptował nasze bilety, a już w środku sprawdzono je z dowodami osobistymi i wykonano na nas kontrolę osobistą. Mnie przeszukała oczywiście pani, co by nie było żadnego molestowania. Przejście to doprowadziło nas na sektor, w którym mieliśmy wykupione miejsca. Widok po otworzeniu drzwi z hallu był powalający. Ogromy obiekt, zielone krzesełka z napisem "Śląsk Wrocław", trochę już ludzi na trybunach, a w dole orkiestra dęta przechadzająca się w rytm muzyki po płycie boiska.


Spojrzałam na zegarek, do rozpoczęcia meczu była jeszcze ponad godzina. Ale zleciało szybko. Po zejściu z boiska orkiestry z głośników buchnęła głośna muzyka, którą można usłyszeć w popularnych stacjach radiowych. Fakt, było głośno, ale tak przecież jest na takich imprezach, o meczach nie wspominając. O to przecież chodzi! Poza tym myślę, że, biorąc pod uwagę ogrom obiektu, natężenie dźwięku było proporcjonalne do tego, jakie mamy w klubach, gdzie tańczymy.
Trybuny powoli się zapełniały i gdy rozbrzmiał pierwszy gwizdek sędziego, stadion był już prawie zapełniony, choć widać było, ze ludzie wciąż dochodzą, niektórzy pojawili się dopiero w drugiej połowie meczu.
Pierwsza  była nudna. W dodatku nie byłam przyzwyczajona do tego, że przy każdym podaniu nie słuchać głosu komentatora i chwilowo nie mogłam się na niczym skupić, ale momentalnie porwało mnie kibicowanie! Znam już chyba wszystkie przyśpiewki (poza tymi długimi, bo jednak trudno trochę zrozumieć słowa). Ze skupieniem patrzyłam, czy teraz należy wstać, czy siedzieć, czy klaskać, dziarsko krzyczałam na całe gardło, i nagle, zupełnie niespodziewanie okazało się, że już się skończyła druga połowa. Na boisku pojawili się futboliści, a stadion nieco opustoszał. My z Marcinem zostaliśmy na miejscach i raczej się zachwycaliśmy akustyką, a nie narzekaniem na przeklinających kibiców.
skandalicznie szybko, co uświadomiłam sobie dopiero wtedy, gdy spiker zapowiedział, że sędzia doliczył, nie pamiętam już ile, minut do regulaminowego czasu gry.
Większość publiczności w zasadzie od razu ruszyła do wyjścia. My z Marcinem zostaliśmy niemal do końca. Podziękowaliśmy piłkarzom i jako jedni z ostatnich opuściliśmy swoje miejsca.
Mimo to jednak pod samy stadionem utknęliśmy w tłumie. Powód? Owy mostek, który niestety jako kiepsko przepustowy zablokował przepływ ludzi. Ale ale. Polak, zwłaszcza kibic, potrafi. Ponieważ wokół obiektu mamy wciąż do czynienia ze zwykłym placem budowy, ktoś wpadł na mądry (bez ironii) pomysł, by zwyczajnie uszkodzić ogrodzenie i utorować drogę na pętlę, gdzie na kibiców czekały specjalnie na tę okazję przygotowane tramwaje i autobusy. Dzielni Wrocławianie (i Gdańszczanie) przedarli się przez błoto, by u końca drogi wdrapać się na nasyp, na którym stały tramwaje. Niestety. Ten punkt "imprezy" był zdecydowanie najsłabszym. Nie dość, że ciężko było dostać się do tramwaju, bo ani żadnego przystanku, ani nawet miejsca, żeby gdzieś stanąć i poczekać, nie dość, że tłok przeogromny, to i z pętli ciężko było się tramwajom wydostać, bo stworzył się zwyczajny korek, a i ludzie przechodzący co chwila przez tory, nieco utrudniali sprawę. Jeszcze gorzej wyglądała sprawa na drogach, ponieważ policja zablokowała ulicę, aby tramwaje miały łatwiejszy przejazd, co z kolei sprawiło, że cała Lotnicza i Legnicka była zatorowana. Pal licho samochody. Gorzej, że specjalne autobusy nie miały przez to jak dojechać na stadion. Podobnie było z zamówionymi taksówkami.
Ciesząc się, że "zdobyliśmy tramwaj" powolutku dotoczyliśmy się do centrum.
Na uwagę zasługuje też fakt, że było bardzo spokojnie. Wiadomo, jak to czasem jest po meczach z kibicami. Tymczasem właściwie nikt nikogo nie zaczepiał, nie było chamstwa. Ok, był to tzw. mecz przyjaźni, ale wiadomo, różne rzeczy się dzieją.
Podsumowując: niesamowicie się cieszę, że mojemu Chłopakowi udało się zdobyć bilety, że byłam na stadionie, że widziałam ten mecz i naprawdę cholernie jestem dumna, że te nasze ponad 42 tysiące kibiców przyczyniło się do tego, że ten weekend był rekordowy pod względem frekwencji na trybunach w polskiej ekstraklasie.

Nie wiem, czy jest sens, posyłać na stadion, na mecz, osobę, która uważa, że piłka nożna jest bez sensu, bo w takim razie, choćby nie wiem co, wszystko będzie źle, a stosowane przez tę panią kryteria nijak się mają do rzeczywistości. Artykuł jest marny pod każdym względem i bardzo ubolewam, że tak mnie zirytował i popsuł poranek ;p
Swoją drogą ciekawym kosmetykiem musi dysponować pani redaktor, skoro nie ma w nim lusterka. Może lepiej było pieniądze wydane na bilet przeznaczyć na porządny puder?...



7 komentarzy:

  1. właśnie przeczytałam jej artykuł i zastanawiam się po co ona do cholery tam szła?!w komentarzu pod tamtym artykułem był odsyłacz do innego, niezwykle celnego http://www.weszlo.com/news/8317-Stadion_we_Wroclawiu_beznadziejny_Glosno_tloczno_i_jeszcze_pani_redaktor_nie_upudrowala_nosa%C2%BB
    nie jestem fanką piłki - nie chodzę na stadiony zarażać swoim brakiem entuzjazmu innych, proste.
    No i litości - czego ona się spodziewała, że zamiast "kurwa,ręka!" ktoś krzyknie "Ojej, wydaje mi się, że ten piłkarz dotknął piłki swoją dłonią!" ?
    fajnie, że masz do tego zdrowe podejście ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. no o to mi właśnie chodziło. jakiś w tym zamysł może był, a sama autorka, używając kilku słów na "k" i "ch" w swoim tekście miała chyba nadzieję na aprobatę ze strony kibiców (haha), ale przesadziła i to ostro. na przyszłość radzę wybrać się pani do teatru lub filharmonii.

    OdpowiedzUsuń
  3. ogólnie tekst tej pani jest kompromitacją nie stadionu, a raczej jej jako publicystki. Nie mówiąc już o tym, że to źle świadczy także o osobie, która pozwoliła na publikację... w końcu gazety są opiniotwórcze, ale co tam...

    OdpowiedzUsuń
  4. nikt inny nie mógł się tutaj skompromitować. tekst jest na poziomie co najwyżej gimnazjalnym niestety. a samą tę gazetę pozostawię bez komentarza, zwłaszcza w kwestii spraw okołosportowych i okołokibicowskich, ponieważ są to tematy, w których gw wykazuje się bujną fantazją ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zauważyłam, że ostatnio panuje moda na narzekanie, jaka to piła nożna jest "fuj" i w ogóle "bez sensu". I że chodzą na mecze sami prostacy. "To nie jest rozrywka dla wyższych sfer" itp. Ja już nie mówię o pudrze, ale pani redaktor mogłaby zainwestować w lusterko za 1,50 zł, które zawsze by przy sobie nosiła i nie musiałaby się przejmować, że na stadionie nie ma luster.
    A co problemów komunikacyjnych, to ja wolę wracać z takich imprez pieszo, bo z reguły wszelkie środki przejazdu publicznego są tak zapchane, że odzywa się moja klaustrofobia.

    OdpowiedzUsuń
  6. też planowaliśmy iść pieszo, ale to dość daleko jest, a że nie mieliśmy tzw. barw baliśmy się trochę,że ktoś nas może po drodze zaczepić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. najgorsza nagonka jest niestety na kibiców, bardzo to niesprawiedliwe, bo to naprawdę normalni ludzie, a robi się z większości potworów. pakuje się wszystkich do jednego wora z pseudokibicami i jest cacy. a to jest przecież zwyczajna pasja. czy grupa ludzi, która spotyka się w tygodniu na stadionie tylko po to, żeby poćwiczyć śpiewy, jest szkodliwa społecznie? chyba nie, a wystarczy obejrzeć filmy w internecie, jak niesamowite rzeczy potrafią robić i jaka dzięki temu jest atmosfera.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze reklamowe, obraźliwe, nie zawierające konstruktywnej krytyki
będą usuwane.

Dzięki za komentarz!

Obserwują