Jakiś czas temu chwaliłam się Wam, że wygrałam sławetny balsam do ust Figs & Rouge.
Jak wiecie, mimo wszystkich zachwytów, podeszłam do niego dość sceptycznie, a to za sprawą charakterystycznego zapachu i smaku.
Balsam do ust to jedna z tych rzeczy, która albo od razu Nam pasuje i służy, albo nie.
Poużywałam więc sobie trochę tego mazidła, nie oblizując tym razem ust po każdym użyciu i powiem Wam dzisiaj co też sobie o nim myślę ;)
FIGS & ROUGE BALM 100% PEPPERMINT & TEA TREE
Producent:
To balsam o właściwościach ochronnych i leczniczych do użycia na podrażnione i spierzchnięte usta i skórę. Organiczne składniki antybakteryjne i kojący wyciąg z mięty sprawiają, że warto go mieć przy sobie w nagłych przypadkach.
Przyspiesza także regenerację drobnych skaleczeń, obtarć i wyprysków. Zmieści się w każdej torebce, żebyś mogła działać natychmiast, gdy zajdzie taka potrzeba.
Skład: Helianthus annuus (Sunflower Seed Oil), Butyrospermum parki (Shea Butter), Cera alba, Rosa canina Fruit Oil, Calendula officinalis Flower Extract, Mentha piperita (Peppermint) Oil, Metaleuca altemifola (Tea Tree) Leaf Oil, Limonene*, Linalool*
*) naturalny składnik występujący w olejkach eterycznych
(źródło: ecosotique.pl <wyłączny dystrybutor figs&rouge w Polsce>
OPAKOWANIE: to, z czego chyba głównie słyną te balsamiki. No cacuszka prześliczne!
Małe metalowe, okrągłe pudełeczko, cudny dizajn, wytłoczony napis "figs&rouge".
Zdecydowanie zagości u mnie na zawsze, będę tam przekładać inne mazidła, chociaż taka paluchowa forma aplikacji nie należy do moich ulubionych :)
KOLOR: biały, ewentualnie lekko wpadający w beż. ze względu na konsystencję- przezroczystawy.
ZAPACH I SMAK: no tu jest ten szkopuł w przypadku mojego egzemplarza.
Nie wybrałam go sama (choć w zasadzie w odpowiedzi konkursowej trzeba było napisać, na który się ma ochotę), celowałabym raczej w wisienkę.
Jak wskazuje nazwa i cały opis, mamy tu miętę i drzewo herbaciane. Problem w tym, że mięty czuć ilości minimalnie śladowe, a drzewo herbaciane przekształciło się w ... meble.
Tak, dalej stoję na stanowisku, że ta wersja pachnie meblami :D
Świeżutkim towarem rodem z Ikei czy Black Red White ;p (BRW ma akurat świetne meble, mam- polecam ;p )
Smakuje co gorsza tak samo- czuć gdzieś tam troszkę odrobinkę tę miętę, czuć ten chłodek, ale meble zabijają wszystko. Co w sumie nie jest zbyt sympatyczne, bo przecież ogromną zaletą tego typu kosmetyków jest właśnie przyjemność wynikająca z samego używania!
KONSYSTENCJA: coś a'la taki jakiś wosk. Tłusto bardzo, smarowność świetna.
EFEKTY: no tu jest przynajmniej w porządku ;)
ale zacząć muszę od tego, że nie mam problemów z ustami. Choćby nie wiem jakie były warunki atmosferyczne i jak wielki mróz nie atakowałby moich warg.
Mam bzika na punkcie ich miękkości i gładkości.
Codziennie rano i wieczorem, po umyciu zębów, masuję szczoteczką wargi i smaruję grubą warstwą balsamu lub mocnego nawilżacza (przed snem) albo pokrywam cienką warstwą i nakładam kolorową pomadkę, na którą często dodaję jeszcze raz coś ochronnego.
Dzięki temu zawsze są w świetnym stanie. Ochronną pomadkę mam zawsze pod ręką i miziam się kilka razy dziennie. Co więcej, dało to w efekcie, na przestrzeni czasu, wypełnienie i lekkie powiększenie ust.
Moje wymagania nie były więc wysokie w przypadku i tego balsamu.
Bardzo dobrze rozsmarowuje się na ustach, jest tłusty przez co daje połysk.
Świetnie nawilża usta i błyskawicznie je wygładza. Średnio mi się podoba babranie palca, wolę sztyfty, ale...
No takie ładne pudełeczko, to sobie przynajmniej popatrzę :D
Nie wiem, czego jeszcze można chcieć od balsamu, chyba tylko dobrego smaku, no ale tutaj to... ech :D
WYDAJNOŚĆ: średniawa. Ze względu na brak walorów smakowych używam go nieczęsto, a ubywa go sporo. Do codziennego, wielorazowego użytku chyba się nie nadaje na dłuższą metę.
O co więc kaman?
Szczerze mówiąc niczym się nie wyróżnia, jeśli chodzi o właściwości. Ot, po prostu dobry, typowy, mocno nawilżający ochraniacz.
Nie wiem więc, czy jest sens wydawać kasę, bo za o wiele wiele niższą cenę, można dostać równie dobrze działającą pomadkę.
(Jak się pospieszycie to i w zasadzie za darmo, bo do żelów under twenty jest gratisowa pomadka, która ma podobnie tłustą konsystencję, a zamknięta jest w normalnym sztyfcie no i pachnie i smakuje naprawdę obłędnie :D)
Polecam, jeśli chcecie zainwestować w cudny pojemniczek lub jesteście zagorzałymi fankami naturalnych kosmetyków. Ale wtedy bierzcie inną wersję smakową/zapachową! ;)
Ocenić muszę go dobrze, bo spełnia swoje zadanie świetnie, ma ładne opakowanie, więc odejmuję punkty tylko za wrażenia zmysłowe :)
Ale jeśli nie potrzebujecie takiego gadżetu, to nie ma co kupować :)
OGÓLNA OCENA: 4/5
Nie wiem dokładnie, gdzie można go dostać- na bank jest na helfy.pl w cenie 19 zł.
Macie? Używacie? Jak inne wersje smakowe? :D
Jak wiecie, mimo wszystkich zachwytów, podeszłam do niego dość sceptycznie, a to za sprawą charakterystycznego zapachu i smaku.
Balsam do ust to jedna z tych rzeczy, która albo od razu Nam pasuje i służy, albo nie.
Poużywałam więc sobie trochę tego mazidła, nie oblizując tym razem ust po każdym użyciu i powiem Wam dzisiaj co też sobie o nim myślę ;)
FIGS & ROUGE BALM 100% PEPPERMINT & TEA TREE
Producent:
To balsam o właściwościach ochronnych i leczniczych do użycia na podrażnione i spierzchnięte usta i skórę. Organiczne składniki antybakteryjne i kojący wyciąg z mięty sprawiają, że warto go mieć przy sobie w nagłych przypadkach.
Przyspiesza także regenerację drobnych skaleczeń, obtarć i wyprysków. Zmieści się w każdej torebce, żebyś mogła działać natychmiast, gdy zajdzie taka potrzeba.
Skład: Helianthus annuus (Sunflower Seed Oil), Butyrospermum parki (Shea Butter), Cera alba, Rosa canina Fruit Oil, Calendula officinalis Flower Extract, Mentha piperita (Peppermint) Oil, Metaleuca altemifola (Tea Tree) Leaf Oil, Limonene*, Linalool*
*) naturalny składnik występujący w olejkach eterycznych
(źródło: ecosotique.pl <wyłączny dystrybutor figs&rouge w Polsce>
OPAKOWANIE: to, z czego chyba głównie słyną te balsamiki. No cacuszka prześliczne!
Małe metalowe, okrągłe pudełeczko, cudny dizajn, wytłoczony napis "figs&rouge".
Zdecydowanie zagości u mnie na zawsze, będę tam przekładać inne mazidła, chociaż taka paluchowa forma aplikacji nie należy do moich ulubionych :)
KOLOR: biały, ewentualnie lekko wpadający w beż. ze względu na konsystencję- przezroczystawy.
ZAPACH I SMAK: no tu jest ten szkopuł w przypadku mojego egzemplarza.
Nie wybrałam go sama (choć w zasadzie w odpowiedzi konkursowej trzeba było napisać, na który się ma ochotę), celowałabym raczej w wisienkę.
Jak wskazuje nazwa i cały opis, mamy tu miętę i drzewo herbaciane. Problem w tym, że mięty czuć ilości minimalnie śladowe, a drzewo herbaciane przekształciło się w ... meble.
Tak, dalej stoję na stanowisku, że ta wersja pachnie meblami :D
Świeżutkim towarem rodem z Ikei czy Black Red White ;p (BRW ma akurat świetne meble, mam- polecam ;p )
Smakuje co gorsza tak samo- czuć gdzieś tam troszkę odrobinkę tę miętę, czuć ten chłodek, ale meble zabijają wszystko. Co w sumie nie jest zbyt sympatyczne, bo przecież ogromną zaletą tego typu kosmetyków jest właśnie przyjemność wynikająca z samego używania!
KONSYSTENCJA: coś a'la taki jakiś wosk. Tłusto bardzo, smarowność świetna.
EFEKTY: no tu jest przynajmniej w porządku ;)
ale zacząć muszę od tego, że nie mam problemów z ustami. Choćby nie wiem jakie były warunki atmosferyczne i jak wielki mróz nie atakowałby moich warg.
Mam bzika na punkcie ich miękkości i gładkości.
Codziennie rano i wieczorem, po umyciu zębów, masuję szczoteczką wargi i smaruję grubą warstwą balsamu lub mocnego nawilżacza (przed snem) albo pokrywam cienką warstwą i nakładam kolorową pomadkę, na którą często dodaję jeszcze raz coś ochronnego.
Dzięki temu zawsze są w świetnym stanie. Ochronną pomadkę mam zawsze pod ręką i miziam się kilka razy dziennie. Co więcej, dało to w efekcie, na przestrzeni czasu, wypełnienie i lekkie powiększenie ust.
Moje wymagania nie były więc wysokie w przypadku i tego balsamu.
Bardzo dobrze rozsmarowuje się na ustach, jest tłusty przez co daje połysk.
Świetnie nawilża usta i błyskawicznie je wygładza. Średnio mi się podoba babranie palca, wolę sztyfty, ale...
No takie ładne pudełeczko, to sobie przynajmniej popatrzę :D
Nie wiem, czego jeszcze można chcieć od balsamu, chyba tylko dobrego smaku, no ale tutaj to... ech :D
WYDAJNOŚĆ: średniawa. Ze względu na brak walorów smakowych używam go nieczęsto, a ubywa go sporo. Do codziennego, wielorazowego użytku chyba się nie nadaje na dłuższą metę.
O co więc kaman?
Szczerze mówiąc niczym się nie wyróżnia, jeśli chodzi o właściwości. Ot, po prostu dobry, typowy, mocno nawilżający ochraniacz.
Nie wiem więc, czy jest sens wydawać kasę, bo za o wiele wiele niższą cenę, można dostać równie dobrze działającą pomadkę.
(Jak się pospieszycie to i w zasadzie za darmo, bo do żelów under twenty jest gratisowa pomadka, która ma podobnie tłustą konsystencję, a zamknięta jest w normalnym sztyfcie no i pachnie i smakuje naprawdę obłędnie :D)
Polecam, jeśli chcecie zainwestować w cudny pojemniczek lub jesteście zagorzałymi fankami naturalnych kosmetyków. Ale wtedy bierzcie inną wersję smakową/zapachową! ;)
Ocenić muszę go dobrze, bo spełnia swoje zadanie świetnie, ma ładne opakowanie, więc odejmuję punkty tylko za wrażenia zmysłowe :)
Ale jeśli nie potrzebujecie takiego gadżetu, to nie ma co kupować :)
OGÓLNA OCENA: 4/5
Nie wiem dokładnie, gdzie można go dostać- na bank jest na helfy.pl w cenie 19 zł.
Macie? Używacie? Jak inne wersje smakowe? :D
Zdajesz sobie sprawe ze piszac o tym smaku zrobilas mu reklame? Teraz każda z nas będzie sprawdzała czy faktycznie smakuje meblami z BRW. Tak btw mam meble z tej firmy, kupię balsamik, wgryzę się w meble i porównam ;-)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, ile kosztuje to cacko i gdzie mogę go nabyć
haha o tym nie pomyślałam ;p
Usuńceny są różne, mniej więcej ok. 20 zł
Na helfy. pl są po 19.
Spróbuję pewnie żeby popatrzeć na to cudowne opakowanie. Ale jak na razie mam do wykończenia mój cudowny Balsam Tender Care zwany potocznie miodkiem z Oriflame oraz Carmex. Mmmm :-)
UsuńJedno jest pewne na wersję meblową z pewnością nigdy się nie skuszę ;P
OdpowiedzUsuńZapach mebli ;D Aż się uśmiechnęłam :)
OdpowiedzUsuńOpakowanie jest urocze, taki ładny gadżet do torebki. Co do formuły - nie wiem, nigdy go nie miałam.
I pewnie nie będę miała, bo wolę balsamy w sztyfcie, ale możliwie, że przy zakupowym zaćmieniu umysłu, jakimś cudem do mnie trafi :)
Pozdrawiam :)
Opakowanie podoba mi się bardzo i kusi mnie ten kosmetyk, ale sama nie wiem. Po 1 - nie przepadam za balsamami w słoiczkach, a po 2 - 20 zł a jest jak sama mówisz - niewydajny...
OdpowiedzUsuńnagłówek jest świetny! :) a balsam mnie jakoś nie przekonuje...może musiałabym powąchać inne wersje zapachowe
OdpowiedzUsuńŚwietny nagłówek :) Mnie od dawna kuszą te balsamy, jak w końcu dotrę do siedziby Helfy to pewnie się w nie zaopatrzę. Ale za wersję meblową podziękuję :)
OdpowiedzUsuńpudełeczko śliczne :)
OdpowiedzUsuńPowiększenie i wypełnienie :D, uwierz mi wydaję Ci się, jak z resztą z wieloma innym sprawami ;p
OdpowiedzUsuńoj tam... może ktoś lubi meble i chciał mieć ich zapach zawsze przy sobie, w ładnym opakowanku ;) różni są fetyszyści na tym świecie... ;)
OdpowiedzUsuńa nagłówek boski ;D
Widziałam je ostatnio w Helfach i kuszą mnie, z chęcią bym miała takie pudełeczko w torebce ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam :) Ale opakowanie cudne:)
OdpowiedzUsuńOpakowanie bardzo mi się podoba :) Jakoś trudno mi wyobrazić sobie zapach mebli :D Szkoda tylko, że jest dostępny w sklepach internetowych...
OdpowiedzUsuńopakowanie świetne, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić tego zapachu mebli ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam i raczej nie będę miała :) Nie lubię balsamów w słoiczkach, gdzie trzeba wydobywać je paluchem ;) Zbyt często używam ich na dworze, gdy gdzieś biegam po mieście i nie chcę nawet myśleć ile brudu i bakterii bym tym sposobem sobie dostarczała do ust (a z ust do wnętrza).
OdpowiedzUsuńja wyznaję Tisane i nic mnie nie przekona do czegokolwiek innego.
OdpowiedzUsuńRównież wygrałam ten balsamik :) Jeszcze nie testowałam. Mam inną wersję zapachową - chwilowo zapomniałam jaką ;)
OdpowiedzUsuńPS. Widzę nowy nagłówek bloga... dość drastyczny prawdę mówiąc :P
Ja akurat lubię zapach drzewa i mebli. Miałam kiedyś pomadkę brzozową i uwielbiałam ją za aromat brzozy:D Ale nie wiem, czy się skuszę, bo tę brzozową mam za 8 zł w stacjonarnym sklepie zielarskim i jest w formie sztyftu:)
OdpowiedzUsuńświetny i inspirujący blog!:D
OdpowiedzUsuńobserwuje, i liczę na rewanż
http://weeronika-blog.blogspot.com/
pachnie meblami, niezłe...:)
OdpowiedzUsuńA ja tez go mam, ze sklepu droogerianaturalna.pl, chyba za 17 zł.
I mój pachnie miętą! Może ten jest po prostu zwietrzały?
Padłam z headline'a:))) Bardzo kreatywne!
Rzeczywiście opakowanie kusi, ale dla mnie dużo ważniejsza jest zawartość i właśnie za nią cenię balsam medic L'biotica. Ten może spróbuję.
OdpowiedzUsuń