Dziś pierwszy października, czas wracać do studenckiego życia. Tak jakbym nie miała z nim styczności w ostatnich tygodniach za sprawą poprawki... Zajęć oczywiście dziś jeszcze brak, rektor tradycyjnie robi łaskę studentom i ogłasza dzień wolny. Ale jutro już koniec wakacji. A pielęgnacyjnie, muszę przyznać, trochę w te gorące miesiące sobie pobimbałam i brzydko, acz dosadnie mówiąc - zapuściłam się i nawet przytyłam, o! Zdecydowanie nie chciało mi się bawić w skomplikowane rytuały. Nie mam wymagającej skóry (o tak, cellulit lubi jak się od skóry nie wymaga...), więc smarowanie balsamem raz na kilka dni i starci kupnym peelingiem raz na dwa tygodnie załatwiało sprawę. Ok, miałam przygodę z serum antycellulitowym Tołpy, którego to dłuższy czas używałam nader regularnie, ale brak efektów nieco mnie zniechęcił. Nie obyło się też bez krótkich zrywów... yeah! ale motywacja! teraz będę ćwiczyć i się pielęgnować i za kilka miesięcy będę piękna! yeah! ... ale z tzw. silną wolą u mnie raczej słabo, więc pisząc tego posta wpieprzam ciastka. W sierpniu rolę "kupnego peelingu" pełnił ten z Ziai, z serii Rebuild, antycellulitowy, a jakże!
Peeling kupiłam absolutnie bez żadnego
zastanowienia czy merytorycznego przygotowania i rozeznania na KWC.
Poszłam do SP, wzięłam, zapłaciłam i wieczorem użyłam.
Jakież było moje
zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że w składzie brak znienawidzonej przez
większość z Was parafiny. Mi to zwisa, ale fakt ten należy odnotować.
Poza tym skład zaskakuje jeszcze bardziej kilkoma naturalnymi
ekstraktami, których im więcej, tym lepiej - jasna sprawa.
Zapach średnio ciekawy,
mentolowy. Zdecydowanie bardziej wolę anyż z czarnych kosmetyków tej
serii. Tym samym nie będzie to peeling, który zapewni niesamowite i
relaksujące wrażenia pod prysznicem. Zapach zdecydowanie mówi, że ma to
być produkt działający, a nie ukrywający wady za woalką cudnych zapachów
kiziających nozdrza.
Ziaja
ma żelową konsystencję, raczej z tych rzadszych. Jakoś nie wiem czemu
spodziewałam się peelingu cukrowego... Wezmę na rękę, chwilę pomasuję i
zaraz pod wpływem ciepła drobinki się rozpuszczą i będzie koniec zabiegu.
A tu nie. Drobinki są sztuczne, dość ostre i ani trochę się nie
rozpuszczają. Skórę możemy masować i masować, i ścierać i ścierać, ile
wlezie. Duuuuuży plus.
Peelingu nie trzeba wyskrobywać z niewygodnego opakowania - mamy prosty, plastikowy słoik, którego jedyną wadą może być zakrętka, bo przecież nic, co zakręcane, nie wypada dobrze w zetknięciu z mokrymi rękami.
Co do właściwości antycellulitowych - ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo nie używałam go regularnie, tylko w miarę potrzeby. Mimo wszystko nie kupiłam go ze względy na działanie antycellulitowe. Zresztą samym cellulitem za dużo się nie zwojuje...
Gdzie i za ile kupić? Info od producenta? Opinie na KWC? Znajdź ikonkę na zdjęciu! |
Właśnie kupiłam drugie opakowanie. Nie jest to Palmers, ale w tym budżecie śmiem powiedzieć, że to bardzo porządny peeling. I mi zapach bardzo odpowiada. W sam raz na pobudzenie o poranku ;)
OdpowiedzUsuńOj Palmers to nie moja bajka. Nie mam wymagającej skóry i tanie produkty idealnie się na niej sprawdzają, więc nie kusi mnie wydawanie grubszej kasy na balsamy i peelingi :)
Usuńbez parafiny to fajnie, lubie kosmetyki tej firmy :)
OdpowiedzUsuńlubię całą linię rebuild :D
OdpowiedzUsuńja lubię tylko zapach czarnych produktów :p
UsuńPrezentuje się przyjemnie, warto zainwestować :D
OdpowiedzUsuńCiekawy...:) Szkoda, że nie pachnie zbyt przyjemnie. Teraz, zimą to dla mnie wyjątkowo ważne. Trzeba sobie jakoś umilać te zimne wieczory:)
OdpowiedzUsuńNo to prawda, na wieczór raczej się nie nada, ale widzisz - Agni pisze, że na poranki w sam raz :)
UsuńUwielbiam ich kosmetyki z serii Rebuild, ale tego peelingu jeszcze nie miałam;)
OdpowiedzUsuńna mnie nic nie działa antycellulitowo, a serum do biustu z tej serii średnio mi podeszło, ale akurat zapach uwielbiaaaaaam!
Usuńwłaśnie myślę nad zakupem jakiegoś peelingu, bo szafka świeci pustkami. :) może skuszę się na ten. :)
OdpowiedzUsuńWygląda całkiem przyjemnie. Jakoś nigdy nie spoglądałam w drogerii w jego stronę.
OdpowiedzUsuńTrzeba bedzie mu się bliżej przyjrzeć podczas nastepnych zakupów.
OdpowiedzUsuńBrzmi fajnie, zwrócę na niego uwagę w sklepie :)
OdpowiedzUsuńMiałam go kiedyś i dobrze wspominam:)
OdpowiedzUsuńSobie chyba przemyślę tę opcję :)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, nic o nim wcześniej nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńHmm, jakoś nigdy nie zaglądałam na półkę z peelingami Ziai. Może pora to zmienić?
OdpowiedzUsuńja mam jeszcze ochotę na czekoladowy :)
Usuńzaciekawiłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem gliceryna jest tak samo unikana jak parafina. Ja mam do tego takie same podejście jak Ty ;)
OdpowiedzUsuńJa tam glicerynę uwielbiam :p
UsuńNo ale na parafinę cieleśnie jest chyba jednak większa nagonka niż na glicerynę. Jeśli chodzi o twarz to owszem, problem jest mi znany, ale ciało? hmmm