O sympatycznym peelingu bez parafiny. Ziaja.

  • 22
Dziś pierwszy października, czas wracać do studenckiego życia. Tak jakbym nie miała z nim styczności w ostatnich tygodniach za sprawą poprawki... Zajęć oczywiście dziś jeszcze brak, rektor tradycyjnie robi łaskę studentom i ogłasza dzień wolny. Ale jutro już koniec wakacji. A pielęgnacyjnie, muszę przyznać,  trochę w te gorące miesiące sobie pobimbałam i brzydko, acz dosadnie mówiąc - zapuściłam się i nawet przytyłam, o! Zdecydowanie nie chciało mi się bawić w skomplikowane rytuały. Nie mam wymagającej skóry (o tak, cellulit lubi jak się od skóry nie wymaga...), więc smarowanie balsamem raz na kilka dni i starci kupnym peelingiem raz na dwa tygodnie załatwiało sprawę. Ok, miałam przygodę z serum antycellulitowym Tołpy, którego to dłuższy czas używałam nader regularnie, ale brak efektów nieco mnie zniechęcił. Nie obyło się też bez krótkich zrywów... yeah! ale motywacja! teraz będę ćwiczyć i się pielęgnować i za kilka miesięcy będę piękna! yeah! ... ale z tzw. silną wolą u mnie raczej słabo, więc pisząc tego posta wpieprzam ciastka. W sierpniu rolę "kupnego peelingu" pełnił ten z Ziai, z serii Rebuild, antycellulitowy, a jakże!





Peeling kupiłam absolutnie bez żadnego zastanowienia czy merytorycznego przygotowania i rozeznania na KWC. Poszłam do SP, wzięłam, zapłaciłam i wieczorem użyłam. 
Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że w składzie brak znienawidzonej przez większość z Was parafiny. Mi to zwisa, ale fakt ten należy odnotować. Poza tym skład zaskakuje jeszcze bardziej kilkoma naturalnymi ekstraktami, których im więcej, tym lepiej - jasna sprawa. 
Zapach średnio ciekawy, mentolowy. Zdecydowanie bardziej wolę anyż z czarnych kosmetyków tej serii. Tym samym nie będzie to peeling, który zapewni niesamowite i relaksujące wrażenia pod prysznicem. Zapach zdecydowanie mówi, że ma to być produkt działający, a nie ukrywający wady za woalką cudnych zapachów kiziających nozdrza. 
Ziaja ma żelową konsystencję, raczej z tych rzadszych. Jakoś nie wiem czemu spodziewałam się peelingu cukrowego... Wezmę na rękę, chwilę pomasuję i zaraz pod wpływem ciepła drobinki się rozpuszczą i będzie koniec zabiegu. A tu nie. Drobinki są sztuczne, dość ostre i ani trochę się nie rozpuszczają. Skórę możemy masować i masować, i ścierać i ścierać, ile wlezie. Duuuuuży plus. 
Peelingu nie trzeba wyskrobywać z niewygodnego opakowania - mamy prosty, plastikowy słoik, którego jedyną wadą może być zakrętka, bo przecież nic, co zakręcane, nie wypada dobrze w zetknięciu z mokrymi rękami.
Co do właściwości antycellulitowych - ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo nie używałam go regularnie, tylko w miarę potrzeby. Mimo wszystko nie kupiłam go ze względy na działanie antycellulitowe. Zresztą samym cellulitem za dużo się nie zwojuje...

 
Gdzie i za ile kupić? Info od producenta? Opinie na KWC? Znajdź ikonkę na zdjęciu!



Nie wykluczam możliwości zakupienia go ponownie. Jest tani, skuteczny, nie znika w trakcie akcji i nadaje się dla leniuchów, bo ma właściwości myjące. Dla części z Was na pewno istotna jest informacja, że nie zawiera parafiny. Ode mnie mocne 4/5 :)

22 komentarze:

  1. Właśnie kupiłam drugie opakowanie. Nie jest to Palmers, ale w tym budżecie śmiem powiedzieć, że to bardzo porządny peeling. I mi zapach bardzo odpowiada. W sam raz na pobudzenie o poranku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Palmers to nie moja bajka. Nie mam wymagającej skóry i tanie produkty idealnie się na niej sprawdzają, więc nie kusi mnie wydawanie grubszej kasy na balsamy i peelingi :)

      Usuń
  2. bez parafiny to fajnie, lubie kosmetyki tej firmy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prezentuje się przyjemnie, warto zainwestować :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy...:) Szkoda, że nie pachnie zbyt przyjemnie. Teraz, zimą to dla mnie wyjątkowo ważne. Trzeba sobie jakoś umilać te zimne wieczory:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to prawda, na wieczór raczej się nie nada, ale widzisz - Agni pisze, że na poranki w sam raz :)

      Usuń
  5. Uwielbiam ich kosmetyki z serii Rebuild, ale tego peelingu jeszcze nie miałam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na mnie nic nie działa antycellulitowo, a serum do biustu z tej serii średnio mi podeszło, ale akurat zapach uwielbiaaaaaam!

      Usuń
  6. właśnie myślę nad zakupem jakiegoś peelingu, bo szafka świeci pustkami. :) może skuszę się na ten. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wygląda całkiem przyjemnie. Jakoś nigdy nie spoglądałam w drogerii w jego stronę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzeba bedzie mu się bliżej przyjrzeć podczas nastepnych zakupów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Brzmi fajnie, zwrócę na niego uwagę w sklepie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam go kiedyś i dobrze wspominam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Sobie chyba przemyślę tę opcję :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze wiedzieć, nic o nim wcześniej nie słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hmm, jakoś nigdy nie zaglądałam na półkę z peelingami Ziai. Może pora to zmienić?

    OdpowiedzUsuń
  14. Z tego co wiem gliceryna jest tak samo unikana jak parafina. Ja mam do tego takie same podejście jak Ty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam glicerynę uwielbiam :p
      No ale na parafinę cieleśnie jest chyba jednak większa nagonka niż na glicerynę. Jeśli chodzi o twarz to owszem, problem jest mi znany, ale ciało? hmmm

      Usuń

Komentarze reklamowe, obraźliwe, nie zawierające konstruktywnej krytyki
będą usuwane.

Dzięki za komentarz!

Obserwują