Jest mi źle i wstyd, że tak rzadko tutaj zaglądam, ale jak w poprzednich latach, w okresie majowo - czerwcowym, występuję w roli nieogarniętej i leniwej studentki. Mam pierdylion uczelnianych rzeczy do napisania i nauczenia i motywację równą zeru. Ten typ tak. Jak się nie odwrócić, wszędzie dupa.
Ale wróćmy do życia i pogadajmy w końcu o czymś konkretnym. Dawno nie było nic o włosach, więc tematem na dziś jest jedna z najlepszych masek, jakimi traktowałam swoje włosy.
W ciągu ostatniego roku moje włosy przeszły małą metamorfozę. W czerwcu zaliczyłam dość nietypowe cięcie i farbowanie, włosomaniactwo w moim wykonaniu sięgnęło bruku (acz się olejuję od czasu do czasu), włosy rosły i rosły, bez podcinania, i w końcu tak się spaskudziły, że trzeba je było miesiąc temu ściąć na prosto, do wysokości mniej więcej najkrótszej warstwy mocnego stopniowania, czyli trochę za ramiona.
W międzyczasie nie używałam właściwie żadnych masek do włosów. Non stop zwykłe tylko odżywki. Teraz z kolei na odwrót. Przy okazji otwarcia drugiej drogerii Hebe we Wrocławiu kupiłam na promocji, i tak już fantastycznie tanią, maskę keratynową Kallos. Co więcej - to mój pierwszy Kallos w karierze! Od razu cały litr! I jakże genialnie, że tyle jej jest w tym wielkim kuble, bo dzięki temu spokojnie mogę jej używać niemal codziennie w charakterze odżywki.
Absolutnie nie mogę się od niej odkleić. Biała, woskowa maź cudownie sunie po włosach, nic z nich nie kapie. Zapach ma dość perfumowany, ale sympatyczny. Efekty za to do zakochania! Już podczas spłukiwania czuć, jak Kallos zmiękcza i wygładza włosy. I to dosłownie po kilku minutach w naparowanej kabinie prysznicowej. Producent kieruje ją do właścicielek suchych i łamliwych włosów. A moje przed ścięciem takie właśnie były. I to w wersji hard. I ta maska nawet z tymi sianowatymi końcówkami radziła sobie śpiewająco. Włosy po wyschnięciu są cudownie miękkie, gładkie i błyszczące. Mam wrażenie, że stosowanie jej kilka razy w tygodniu, regularnie od lutego, naprawdę trwale nawilżyło moje włosy. Fakt, że teraz kiedy mam świeżutkie i piękne końce, mam może trochę przekłamany obraz sprawy, no ale jednak nie randkujemy z Kallosem od dwóch tygodni, a ponad dwóch miesięcy.
Włosy mi się nie kudlą, są notorycznie gładkie, a porządnie wyczesane szczotką z włosia wydają się być wręcz stworzone do macania. I to wszystko dzięki nałożeniu jej na 1-2 minuty po każdym myciu.
Absolutnie uwielbiam. Litr tego eliksiru, to zdecydowanie mega dobrze wydane 10 zł. Bierzta!
P.S.
Skład dorzucę jutro :*
P.S.
Skład dorzucę jutro :*
zachęciłaś mnie, chyba muszę wypróbować :)
OdpowiedzUsuńhttp://the-fit-princess.blogspot.com/
Sama też kupiłam ją kiedyś w Hebe i jestem bardzo zadowolona. Niedawno mi się skończyła ale na pewno do niej wrócę.
OdpowiedzUsuńTeż ją bardzo lubiłam, służyła mi długo, bo sięgałam po nią ok 2 razy w tygodniu :)
OdpowiedzUsuńŚwietna jakość za niską cenę.
ale kusisz; )!
OdpowiedzUsuńChce ją w takim razie :)
OdpowiedzUsuńZ Kallos miałam litrową pseudo Arganową, generalnie jak zwykła odżywka, jedynie z olejami dawała radę oraz Silk, też litrową, ale jeszcze nie używałam. Ciekawe jak by się u mnie ta Keratin sprawdziła :)
OdpowiedzUsuńTeż ją uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńBierzmy :D
OdpowiedzUsuńJa miałam Placentę i nie byłam zachwycona, Latte to miłość przeogromna, Keratin mnie kusiło jak głupie, ale mało ma opinii, którym ufam :D
Kusisz :)
OdpowiedzUsuńJa mam Kallos Latte i jestem ciekawa jak się sprawdzi ;)
Kurcze, jakoś te maski Kallosa mnie nie kuszą, składy mają takie zwyczajne... a np mleczną ulubioną mam z Biovaxa. Za to litrową kupiłam ostatnio miodową Seri i z niej jestem po pierwszych użyciach bardzo zadowolona ;)
OdpowiedzUsuńA co do studiów - znam to. Mam tyle pomysłów na psoty, a czasami nawet nie mam czasu zrobić zdjęć, bo nonstop coś do roboty i właściwie nawet w długi weekend nie miałam tka dużo czasu jakbym chciała, bo ileś rzeczy do zrobienia :/
Ja mam w szufladzie kallos latte, jeszcze nie próbowałam bo u mnie na laurach na razie spoczywa Biovax maska mleczna :). Jednak zbty dużo keratyny obciąża moje włosy. A proteiny mleczne je wygładzają i nawilżają ;)
OdpowiedzUsuńMam inną maskę z Kallosa- crema al Latte - jak mmi się kończy (litrowy słój, a zostały 2/3 :P) to wypróbuję tą :D
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować :) myślę, że sprawdzi się do moich suchych i rozdwojonych końcówek :D zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńlubię ją, jest na wykończeniu :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj ją kupiłam i właśnie mam ją na włosach tak więc trochę za późno a czytanie recenzji, na szczęście są one pozytywne :)
OdpowiedzUsuń