Szminki tusze szminki tusze. Na okrągło. Ale co poradzę, że to w sumie najfajniejsze kosmetyki. Podkład mam jeden, róż jeden, jeden brązer. Z cieniami się oswajam, ale idzie mi to powoli. Poza złoto-brązowym Color Tattoo od Maybelline, o którym wiem, że jest jednym z tych najdroższych memu sercu na całe życie. Tak na zawsze zostanie już ze mną też chyba False Lash Effect. Po pięciu latach przerwy uwielbiam go tak samo.
Pierwszy rok studiów i pierwszy raz z tym tuszem. Och, wtedy nie było jeszcze bloga. Nie interesowałam się blogami w ogóle. Maskary zużyłam chyba dwa opakowania pod rząd. Z ogromną przyjemnością. Ale baba nie lubi non stop używać tego samego. No i tak krążyłam, randkując z masą innych tuszów. Aż do teraz.
Szczoteczka FLE najeżona jest krótkimi silikonowymi kolcami, które świetnie chwytają moje rzęsy i pięknie je rozczesują. Tusz ma z jednej strony dawać efekt sztucznych rzęs, ale z drugiej ma to wyglądać naturalnie. W moim przypadku się to sprawdza. Włoski są równo wyciągnięte w górę i bardziej wyraziste dzięki pogrubieniu i przyjemnej czerni.
Nie nakładam go dużo, jak w przypadku każdej innej maskary. Taki efekt w zupełności mi wystarcza i utrzymuje się bez zmian przez cały dzień. Jeśli zależy mi na czymś "wow wow wow" dokładam delikatnie jeszcze trochę tuszu na same końcówki, żeby podkreślić długość rzęs.
False Lash Effect nie grudkuje się na moim oku i nie osypuje. Staram się ze wszelką cenę uniknąć posklejania. Całość musi być równomiernie rozłożona, żadnych zbitek. Max Factor bardzo mi w tym pomaga, tworząc na powiece regularny wachlarz. Tylko on i Supershock od Avonu nie wymusza na mnie grzebania w rzęsach. I za to tak go lubię :)
Jak wiecie preferuję raczej tusze z najniższej półki, totalną taniochę, która świetnie się sprawdza. False Lash Effect to wyjątek wart swojej ceny.
P.S.Jutro wyjeżdżam na cały roboczy tydzień. Nie wiem, jak bardzo będę mogła być na bieżąco, wszystko zależy od dostępu do jakiegoś wifi, ale na wszelkie maile i komentarze postaram się jak najszybciej odpowiedzieć :)
U Ciebie wygląda super na rzęsach, u mnie aż tak cudownie się nie prezentował.
OdpowiedzUsuńbardzo lubię ten tusz, obecnie go używam. Myślę, że warto po niego sięgnąć. Jego drogeryjna cena faktycznie nie zachęca, ale już w promocji owszem. Przez internet można go kupić za ok. 30 zł co jest myślę dobrą ceną.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię ten tusz i zawsze mam w domu jedno opakowanie, nigdy mnie nie zawiódł:)
OdpowiedzUsuńPieknie prezentuje sie na Twoich rzesach <3 przy pierwszym opakowaniu bylam zachwycona tym tuszem, przy kolejnym juz nie... nie wiem co sie z nim stalo, ze w ogole nie moglismy sie dogadac...
OdpowiedzUsuńMasz tak piękne rzęsy że aż krzyknęłam "wow" przed ekranem ;)
OdpowiedzUsuńobecnie mam wersję wodoodporną, ale mnie niestety podrażnia :(
OdpowiedzUsuńhttp://the-fit-princess.blogspot.com/
Wow...ślicznie! Mi ta maskara nie zrobiła zupełnie nic! tylko kolor! nie przepadam za nią :(
OdpowiedzUsuńA u mnie jakoś on średnio się sprawdza, nie wiem czemu:(
OdpowiedzUsuńNa Twoich rzęsach chyba każdy tusz wygląda super :)
OdpowiedzUsuńkiedyś miałam i miło wspominam.. ;))
OdpowiedzUsuńdla mnie bomba ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze tego tuszu, ale efekt daje świetny :)
OdpowiedzUsuńEfekt na rzęsach wygląda rewelacyjnie :)
OdpowiedzUsuńTej wersji nie miałam, ale z Fusion byłam baaaaardzo zadowolona i zużyłam dwa czy trzy opakowania pod rząd :)
OdpowiedzUsuńWiem coś o tym, to był też mój pierwszy, taki tylko mój mój :D, tusz, i miałam go 3 razy pod rząd, a potem zaczęłam próbować inne, z tym że ciągle on mi siedzi w tyle głowy, więc pewnie niedługo znów do niego wrócę :)
OdpowiedzUsuńMaxFactor jest najlepszy, koniec kropka :) mój absolutny nr 1 to Clump Defy. Wiem, że podobna szczoteczka jest w Lovely/Miss Sporty ale żaden się tak dobrze nie sprawdził jak MF. Z tańszych bardzo polecam Sensique 3w1 i Lashes To Kill Catrice.
OdpowiedzUsuńLeży w zapasach i czeka na swoją kolej... :)
OdpowiedzUsuńWyglądają fantastycznie! Juz wiem co kupie następnym razem :D
OdpowiedzUsuń