Dzisiaj o glince, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - jeśli jeszcze jej nie używałyście, to przynajmniej na pewno co nieco o niej wiecie ze słyszenia. A jeśli podczytujecie choćby jednym okiem tego bloga, to wiecie też, że bardzo lubię maseczki. Muszę przyznać, że ostatnio niemal co wieczór mam coś na twarzy. Albo drogeryjnego, gotowego, albo właśnie do rozrobienia własnoręcznie. Z glinkami lubię się dość mocno: z zieloną, szarą czy białą. Jakiś czas temu wpadła w końcu z moje ręce marokańska glinka Ghassoul.
Marokańska
glinka GHASSOUL znana także pod nazwą Rhassoul (Rassoul). Całkowicie
naturalny produkt o najwyższej jakości, suszony na słońcu, bezpiaskowy.
Jest to jedna z najdłużej znanych glinek stosowanych w kosmetyce i
medycynie.
Przeznaczona
głównie dla cery tłustej, trądzikowej, zanieczyszczonej. Glinka
Ghassoul oczyszcza skórę, reguluje wydzielanie sebum, wspomaga leczenie
trądziku.
Glinka GHASSOUL znajduje zastosowanie w pielęgnacji cery tłustej, normalnej, zmęczonej. Działa delikatnie odtłuszczająco i reguluje wydzielanie sebum. Polecana jest dla cery z trądzikiem. Remineralizuje skórę, oczyszcza z toksyn. Daje efekt ściągający, wzmacniający, kojący i odprężający.
(źródło: zrobsobiekrem.pl)
Glinka do kupienia zazwyczaj jest już sproszkowana. Moja jest trochę inna. Mam ją z Mydlarni Wrocławskiej i wygląda jak kawałki wysuszonej, spękanej ziemi gdzieś w gorącym bardzo klimacie, gdzie bardzo dawno już nie padało. Nie powiem - jest z tym trochę zabawy później, kiedy trzeba w końcu maseczkę rozrobić. Ja używam do tego zwykłego, drewnianego wałka do ciasta :) Biorę sobie kilka takich kawałków, rozdrabniam, dodaje odrobinę wody i rozrabiam na gładkie błotko. Pamiętajcie, żeby nie mieszać maseczki niczym metalowym!
Błotko rozprowadzam na twarzy i gotowe. Jest przyjemne, chłodne. Osobiście lubię też ten ziemisty zapach. Buzię mam taka czarną przez jakieś pół godziny. W tym czasie pilnuję, żeby glinka cały cza była wilgotna - sucha po prostu już nie działa tak, jak powinna.
Pierwsze kilka zabiegów skończyło się u mnie rzeczywiście porządnym oczyszczeniem - wysypało mnie jak po kwasach :) Ale regularne stosowanie naprawdę ładnie utrzymuje cerę w lepszym stanie, co w moim przypadku jest nie lada osiągnięciem, bo zanieczyszczam się błyskawicznie. Do tego po zmyciu jest odczuwalnie gładsza, widocznie czystsza i po prostu odświeżona. Nie zauważyłam u siebie uczucia ściągnięcia skóry, o którym się wspomina.
Nie ukrywam, że nie zawsze chce mi się bawić w rozrabianie maski i sięgam po gotowe produkty (ostatnio lubuję się w Avonie), ale zawsze z przyjemnością wracam do tego błota.
A jakie są Wasze wrażenia? Stosowałyście tę glinkę?
Skoro tak świetnie oczyszcza, to muszę jej spróbować, bo nie miałam jeszcze tej przyjemności :) A ostatnio moja cera też dochodzi do siebie po kwasie ;)
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu mam ochotę jej spróbować, moja skóra bardzo lubi glinki!
OdpowiedzUsuńbardzo lubię glinki ;)
OdpowiedzUsuńTej glinki nie stosowałam, ale chętnie sięgam po białą:) Widzę, że nie jestem jedyną osobą, która lubi specyficzny, ziemisty zapach;)
OdpowiedzUsuńmi trzeba było przedstawić ;p
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńmam ją i ja :)
OdpowiedzUsuńświetny produkt, godny polecenia