Kilka postów temu, przy okazji wpisu na temat kwasowych zawodów, wspomniałam, że mimo tych niepowodzeń udało mi się znaleźć ten idealny krem, który działa i daje takie efekty, jakie powinien. Nie tylko jednak on jeden jest twórcą genialnej poprawy mojej cery w ostatnich miesiącach. Do sukcesu przyczynił się jeszcze jeden specyfik, tym razem służący mi w dzień i o nim dzisiaj Wam trochę opowiem.
W szklanej, ciemniej buteleczce z pipetką znajduje się kolejne serum koreańskiej marki It's Skin, którego miałam okazję używać, dzięki Beautikon. Po wersji zwężającej pory i normalizującej cerę (którą wspominam bardzo, bardzo miło) przyszedł czas na regenerującą i naprawczą. Po aktywnej nocy z kwasami taka opcja wydaje się być najbardziej odpowiednia ;)
Power 10 Formula YE Effector zawiera ekstrakty drożdżowe, które mają silnie regenerujące i naprawcze działanie. Serum ma aktywizować syntezę kolagenu i stymulować odnowę komórkową poprzez wzrost i różnicowanie komórek. Ma to dać w efekcie odbudowaną strukturę skóry i przywrócenie elastyczności i witalności, uodpornić ją na podrażnienia i odpowiednio nawilżyć.
No cóż, z moją skórą nie jest tak źle, żebym musiała się ratować w każdej z wyżej wymienionych kwestii, ale ten kosmetyk jest świetnym uzupełnieniem dla nocnego kremu. YE Effector jest trochę gęstszy od wody, ale rzadszy niż na przykład jego kolega odpowiedzialny za zwężanie porów, w przypadku którego pepitka nie była dobrym rozwiązaniem, bo konsystencja sprawiała, że zamiast się swobodnie zaciągać do rurki osiadał na niej. Kolor mają ten sam - taki powiedzmy mętny :) Nakładam 3-4 krople na twarz i szyję (na podbródku mam aktualnie największe problemy ze skórą i te okolice również na noc obficie smaruję kwasem). Płyn bardzo szybko się wchłania i nie jest w żaden sposób odczuwalny na skórze. Na jego obecność nie reaguje również podkład, który potem nakładam (L'Oreal True Match) - nic a nic się nie warzy, nie roluje, nie ściera szybciej itd.
Odkąd używam tego serum nie pamiętam, żeby gdzieś mi się na twarzy przesuszył jakiś placek skóry, nawet podczas ostatniego wiosennego mocniejszego przeziębienia i potoku z nosa nie wyglądał on źle. Nic mnie też nie podrażniało, poza pojawiającymi się tu i ówdzie (od zawsze przecież) wypryskami skóra wygląda na całkiem zdrową. Jest jędrna, gęsta i o wiele wiele gładsza, ale tutaj do dzieła wchodzą też nocne kwasy :)
Co mnie cieszy najbardziej, ta mikstura dużo lepiej poradziła sobie z normalizacją mojej cery niż jej poprzedniczka. Strefa T tłuści się o wiele mniej. Z przyzwyczajenia sięgam w ciągu dnia po matujące bibułki i wciąż ze zdziwieniem stwierdzam, że niemal nic się na nich nie odcisnęło. Sam makijaż wymaga teraz w zasadzie tylko jednej poprawki w ciągu dnia i ogólnie wygląda o niebo lepiej. Przynajmniej raz dziennie z osłupieniem patrzę w lustro i zastanawiam się, jakim cudem to tak dobrze wygląda :p
Serum kosztuje, w zależności od pojemności, 65 zł (30ml) albo 99 zł (60 ml). 30 ml wystarczyło mi na 3 miesiące codziennego używania na twarz i szyję.
Zarówno kwas jak i to serum są na wyczerpaniu i biję się z myślami co dalej. Kontynuować nocne złuszczanie, a ze względu na zmianę pogody i masę słońca na dzień ograniczyć się tylko do filtra, czy zrobić przerwę i do pielęgnacji włączyć kolejny koreański kosmetyk - krem Presige B.N. Cream (z ekstraktem z gniazd jaskółczych, taka ciekawostka :D ). Zobaczymy, co czas pokaże :)
Też zaczęłam swoją przygodę z koreańskimi kosmetykami. Nie dosyć, ze tanie to jeszcze można znaleźć prawdziwie działające perełki.
OdpowiedzUsuńKurczę, widziałam effectory po 30 złotych. Ale gdzie?! Ja mam doświadczenia tylko z zielonym z witaminą B6, niestety, mam mieszane uczucia. Nie jestem pewna, czy nie nasila u mnie trądziku, a że straszna panikara ze mnie - boję się używać innych azjatyckich kosmetyków. Choć coraz bardziej skłaniam się ku kremom BB.
OdpowiedzUsuńPuszysława, zapewne na ebay'u ;) Ja zawsze tam zamawiam wszystko, co azjatyckie, bo jest najtaniej :)
UsuńMnie żółta wersja zapchała po wsze czasy, nie chcę już ani jednego cuda z tej serii.
OdpowiedzUsuńmuszę częściej zaglądać, bo dowiaduję się ciekawych rzeczy :D tez mam zamiar bawić się z kwasami, ale póki co robię szybkie rozeznanie we wspomagaczach :)
OdpowiedzUsuńmiałam ten i wersję z witaminą c, oba są genialne, chociaż żółty chyba trochę bardziej, rano wyglądałam na wypoczętą i nawet trochę mi się zmniejszyły cienie pod oczami :D
OdpowiedzUsuńZ tą wersją nie miałam do czynienia, ale miała ją Lipstick And Kids i ją bardzo zapchała, więc trochę się boję ;) Niemniej żółtą wersję, VC Effector, wspominam bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńHej! Zapraszamy na naszego bloga: easyaccesstobeauty.blogspot.co.uk . Odbywa sie tam teraz konkurs :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńzdradzisz nazwę tego cudownego kremu z kwasami?:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie nagrałam filmik o tym serum, niestety u mnie się nie sprawdził... dla mojej suchej skóry jest niewystarczający.
OdpowiedzUsuńPiękny szablon, sama zrobiłaś czy ktoś ci go zaprojektował! Umieram z zazdrości!
Nie wiem jakim cudem nie obserwowałam Twojego bloga, muszę to nadrobić :)
Całuski