Lubię nakładać na twarz czyste oleje. Wbrew pozorom wcale jakoś szczególnie nie pozostają na twarzy, nie przyspieszają świecenia, a makijaż dobrze się na nich utrzymuje. Olej z pachnotki, który genialnie oczyścił moją cerę w ubiegłym roku, w tym te wakacje zastąpiło olejowe serum marki Idunn Naturals. Szklana, ciemna butelka z pepitką, a w niej samo dobro - nierafinowany olej arganowy BIO, olej z baobabu z ceryfikatem Eco CERT, olej migdałowy, pył diamentowy i witamina E.
Codzienna regeneracja. Drożdżowe serum It's Skin.
Kilka postów temu, przy okazji wpisu na temat kwasowych zawodów, wspomniałam, że mimo tych niepowodzeń udało mi się znaleźć ten idealny krem, który działa i daje takie efekty, jakie powinien. Nie tylko jednak on jeden jest twórcą genialnej poprawy mojej cery w ostatnich miesiącach. Do sukcesu przyczynił się jeszcze jeden specyfik, tym razem służący mi w dzień i o nim dzisiaj Wam trochę opowiem.
Złoto i diamenty z natury.
Domyślam się, że marki Idunn Naturals nie znacie. A to bardzo źle! Niech Was nie zmyli nazwa - Idunn to polska firma produkująca kosmetyki naturalne. Pierwszy raz zetknęłam się z nią dzięki pani Ani z Mydlarni Wrocławskiej, która poczęstowała mnie maskę algową Idunn Naturals. Jakiś czas temu ją recenzowałam (maska algowa szampan i ośle mleko), a teraz mam niesamowitą przyjemność pokazać Wam (bo jeszcze nie ocenić, choć nie mogę się powstrzymać od pierwszych pisków zachwytu) kolejne produkty: serum do twarzy i peeling do ciała z linii Brilli Ante i złoty krem do ciała Istiren.
Subskrybuj:
Posty (Atom)