Duet od Johna Friedy to jeszcze spadek po mojej walce z klapnięciem włosów. Od dłuższego czasu już mi to tak nie przeszkadza, zwłaszcza że moje aktualnie krótsze cięcie, niezależnie od tego, czy trochę oklapnięte czy nie, wyglądają nadzwyczaj dobrze.
Och, napisałam duet, a przecież mam trzy takie produkty. O szałowym sprayu dodającym objętości pisałam TU klik. Dzisiaj o dwóch bardziej klasycznych produktach: szamponie i odżywce.
Oba kosmetyki zamknięte są w metalicznych, turkusowych miękkich wysokich tubach. Zamykane na zatrzask, absolutnie nie sprawiają żadnych problemów. Acz opakowanie odżywki zdecydowanie trzeba będzie rozciąć. Takie kosmetyki mają jednak tendencję do tego, żeby osiadać na ściankach i nawet mimo stawiania na zakrętce nie wszystko wydobędzie się przez małą dziurkę.
Oba produkty maja ten sam, bardzo ładny, lekko perfumowany zapach.
Oba produkty maja ten sam, bardzo ładny, lekko perfumowany zapach.
Szampon jest dość gęsty, przezroczysty i bardzo mocno się pieni. Zmywa bezwzględnie wszystko i naprawdę ładnie pachnie. Nie zauważyłam, żeby plątał włosy, czy je przesuszał - bardzo dobrze się rozczesują, są gładkie i błyszczące. Zdarzyło mi się kilka razy użyć go solo, bez nałożenia potem jakiejkolwiek odżywki i jedyne, co mogę mu zarzucić, to fakt, że włosy po takim myciu nie są w moim odczuciu dostatecznie miękkie. Są nawilżone, wyglądają ładnie, ale brakuje im "tego czegoś" w dotyku. Co do objętości, bo to o nią się w dzisiejszym odcinku rozchodzi - jeśli ma ona polegać na odbiciu włosów u nasady i "lekkości" fryzury, to coś w tym jest i rzeczywiście jest to widoczne. Tylko widoczny, bo już odczuwalnie zdecydowanie nie ma się wrażenia większej ilości włosów, czy choćby jakiegoś pogrubienia, wzmocnienia struktury włosa. Ot, "moje włosy są jakby wypełnione bąbelkami powietrza".
Zawiera SLS, więc jeśli unikacie szamponów, które zawierają takie silne detergenty, na pewno musicie sobie odpuścić ;)
Odżywka jest gęsta, biała i ma maślano-woskową konsystencję. Cudnie się rozprowadza, wślizgując pomiędzy pasma włosów. Włosy przy spłukiwaniu wydają się być bardzo mięciutkie, ale niestety to tylko ułuda. Nie wiem, o co chodzi, ale coś ta linia moich włosów nie chce zmiękczyć. Powtarza się to, co zaobserwowałam w przypadku szamponu - wysuszone włosy są lekko sztywne w dotyku. Może ma to jakoś wpłynąć na objętość? Można zgadywać, ale przyjemne to nie jest. Poza tym, że włosy są wizualnie ładniejsze, bardziej odżywione, nie dzieje się nic. Także w kwestii objętości. Nie widzę różnicy ani kiedy włosy wyschną same z siebie, ani kiedy potraktuję je powietrzem z suszarki i wywrócę głowę do dołu. Włosy wyglądają tak, jak wtedy, kiedy umyte są samym szamponem z tej linii. A to moim zdaniem trochę mało. Choć warto tu zauważyć, że nie obciąża włosów.
Czuję niedosyt. I to ogromny. Zwłaszcza, że spray z tej linii, o którym już pisałam jest naprawdę świetny. Nie nadaje się może do stosowania na co dzień, ale kiedy jest ku temu jakaś bardziej specjalna okazja, naprawdę pomaga wyczarować na głowie o wiele więcej, niż jest w rzeczywistości.
Szamponu używam raz czy dwa w tygodniu i w gruncie rzeczy bardzo lubię. Odżywkę natomiast bardzo rzadko, bo nie spełnia podstawowych oczekiwań.
Spray jednak po raz kolejny Wam polecam i pytam, czy John oferuje coś jeszcze wartego uwagi? :)
a mi podoba się kolor opakowań tych produktów :P
OdpowiedzUsuńuwielbiam Johna Friedę! moim faworytem jest szampon nawilżający + odżywka wygładzająca użyte razem :)) niestety w Poznaniu nie mogę ich dorwać, dlatego przez pół roku używałam Sheer Blonde - przepiękny zapach, świetny utrwalacz blondu! chwilowo skusiłam się na komplet od Aussie i szczerze nie mogę doczekać się powrotu do JF
OdpowiedzUsuńJa również nardzo lubię spray z tej serii. Szamponu i odżywki nie miałam, ale mam ochotę przetestować. Tylko boję się trochę SLS w składzie bo mam wrażliwą skórę głowy, ale może krzywdy mi nie zrobi jak będę stosowała z innym szamponem :)
OdpowiedzUsuń