Puder Affinimat od Maybelline.

  • 9
Całkiem matowa buzia latem? No chyba nie bardzo. Tym, co się nosi jest raczej  glow. Cera powinna być świetlista i promienna, a nie płaska. Mimo to nie da się całkowicie uniknąć matującego pudru. W każdym razie ja mam z tym problem. Mam świecącą się strefę T i bez odrobiny matu się nie obejdę. Zwłaszcza że rozświetlenia, tego ładnego a nie wynikającego z nadmiaru sebum, mogę sobie dodać sztucznie kosmetykiem.



Jakiś czas temu w drogeriach pojawił się podkład z linii Affinimat Maybelline. Niedawno dołączyła do niego kolejna propozycja - prasowany puder matujący. Używam go codziennie od ponad dwóch miesięcy, więc myślę, że czas na recenzję.

Zacznę tradycyjnie od otoczki kosmetyku, która jest niestety największą wadą produktu. Plastik, z którego wykonano opakowanie jest niestety lichej jakości, a sam metalowy wkład z pudrem odkleił mi się już po kilku dniach używania. Na plus mogę chyba zaliczyć to, że jest odkręcane - zatrzaski, a tym samym zawiasy często się wyłamują, tutaj jest to zdecydowanie bezpieczniejsze rozwiązanie. 
 
Ubolewam nad marnością pudełka, bo sam puder jest fajny. Mam odcień 20 nude beige i 30 natural beige. Ten drugi jest minimalnie ciemniejszy i bardziej żółty i to on towarzyszy mi na co dzień. Bardzo ładnie i trwale matuje mój nos i czoło. Nie jest to mat absolutny, ale też nie wykończenie satynowe. Bardzo naturalny efekt "normalnej" cery. Bez świecenia, ale i bez płaskości, podkreślonych skórek czy po prostu widocznego proszku na twarzy. 

Skóra w ciągu dnia wymaga dosłownie jednej poprawki. Przypudrowana ok. godziny ósmej twarz potrzebuje dodatkowej porcji po 14, co uważam za dobry wynik. Puder ma bardzo delikatną, aksamitną konsystencję, a w dotyku nie czuć suchości. Jest w tym prasowanym kosmetyku coś kremowego. Poza matowieniem delikatnie wygładza skórę i utrwala makijaż. 

Jestem teraz dość mocno opalona i mój odcień wydaje się być ewidentnie za jasny, ale w zasadzie wcale nie barwi skóry. Oczywiście transparentnym go nie nazwę, ale w żadnym wypadku nie sprawia, że moja twarz jest jaśniejsza od reszty ciała. Bardzo fajnie wtapia się  w naturalny odcień i strukturę cery.

Byłby więc naprawdę fajnym produktem, gdyby nie to nędzne opakowanie.
Jeśli chodzi o wydajność - po tych dwóch miesiącach z mojego  opakowania wyziera już sporej wielkości dziura ukazująca metalowe dno. Naokoło jest go jednak wciąż dużo, więc pewnie posłuży mi jeszcze przez kolejne dwa miesiące. Biorąc pod uwagę codzienne używanie, wydaje mi się, że 4 miesiące to niezłe osiągnięcie.

Moim ulubieńcem pozostaje wciąż sypki puder Miyo, ale jednak pozycja Maybelline jest o wiele bardziej praktyczna, a płaskie opakowanie idealnie zmieści się w kosmetyczce :)

9 komentarzy:

  1. Miałam podkład z tej serii i nie przypadł mi do gustu dlatego puder zupełnie mnie nie kusi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Obawiam się, że dla mnie byłby za ciemny, no i mam już swój ulubiony puder :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podkład z tej serii nie przypadł mi do gustu - po odkręceniu tubki z kilometra czuć było alkohol. Ciekawe, czy ten puder sprawdziłby się u mnie lepiej. Warto to sprawdzić. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam go ostatnio mam problem za znalezieniem dobrego pudru.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mógłby być niezły na mojej buźce, bo też mam problemy ze świeceniem się... A jedna poprawka w ciągu dnia to zadowalający efekt ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nagrzałam się na niego, ale jak zobaczyłam to nędzne opakowanie i parafinę wysoko w składzie to sobie odpuściłam. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przypomniałaś mi, że muszę rozejrzeć się za jakimś prasowańcem. Niestety, pudru bambusowego nie zabiorę ze sobą do pracy. Katastrofa w torebce murowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie :( kurde a mi się prasowe pudry łamią szybko w torebce i jak żyć ??

      Usuń
  8. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze reklamowe, obraźliwe, nie zawierające konstruktywnej krytyki
będą usuwane.

Dzięki za komentarz!

Obserwują